środa, 21 marca 2012

Rozdział 10.

        Myślami Jessicy... 
      
      Że co? Nie będzie mógł beze mnie wytrzymać? Pff, dobre sobie! Minął już prawie tydzień... i co? Siedzę tu sama... Nie wolno mi nawet wyjść na deskorolkę. I nikt mnie nie odwiedza. O, przepraszam, raz przyszła Danielle. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się i upiekłyśmy ciasteczka. Ale teraz nie ma jej w Londynie i wróci dopiero pojutrze. Więc zalegam przed telewizorem lub gram na gitarze elektrycznej. Robiąc identycznie to samo piąty dzień z rzędu można dostać nerwicy albo zwyczajnie zwariować. Przedostatniego dnia szlabanu, słysząc dzwonek do drzwi omal nie umarłam ze szczęścia. Szybko pobiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej różowe rurki, biały t-shirt i jeansową kamizelkę. Rozpuściłam włosy i usiadłam na fotelu w moim pokoju, czekając aż ktoś przyjdzie. Po kilku lub kilkunastu minutach zaczęłam się potwornie nudzić. Zwątpiłam, że to ktoś do mnie. Położyłam się na łóżku i już miałam otwierać laptopa, gdy usłyszałam donośne wołanie mojej mamy:
- Jessica! Chodź!
Zwaliłam się z łóżka, przeklinając cicho, bo uderzyłam się dosyć mocno w łokieć. Włócząc nogami zeszłam w końcu na dół. W salonie siedziała moja mama z... Harrym! Chłopak na mój widok wstał i uściskał mnie.
- Cześć Jess!
- No hej - odpowiedziałam.
- Bawcie się dobrze - mama uśmiechnęła się i ulotniła się do kuchni.
Stałam zdziwiona na środku pokoju. Chyba zapomniałam, jak się posługuje nogami, bo dopiero gdy Harry pociągnął mnie za rękę poszłam za nim. Wyszliśmy na ulicę, ruszając w pierwszy lepszy kierunek.
- Wybawicielu! Gdzie idziemy i jakim cudem moja mama pozwoliła mi wyjść z domu?! - wypaliłam.
- Idziemy na spacer - odparł chłopak.
- Ekhem. Nie odpowiedziałeś mi na moje drugie pytanie - upomniałam go.
- Przekonałem ją.
- Niby jak?!
- Mój wrodzony urok - uśmiechnął się cwanie.
Szturchnęłam go w ramię. Odpowiedział mi tym samym. Śmiejąc się weszliśmy do parku. Na jednej z ławek siedział samotnie Louis, od razu go zobaczyłam i usiadłam koło niego.
- Cześć Lou! - zawołałam. 
- Odejdź... - warknął cicho chłopak, spoglądając na mnie wrogo. 
Podeszłam do Hazzy i spacerowaliśmy dalej. Będąc daleko od Louisa, usiedliśmy na ławce, oparłam głowę o ramię zielonookiego i zamyśliłam się.
- Co mu się stało? - zapytałam.
- Louisowi?
- Tak.
- Chyba nie wywarł dobrego wrażenia na dziewczynie, która mu się podobała i obwinia za to nas wszystkich - wyjaśnił.
- Przejdzie mu?
- Raczej tak - uśmiechnął się.
        Milczeliśmy dobre kilka minut. W sumie temat Louisa nie za bardzo mnie ciekawił, chciałam tylko się dowiedzieć, czemu nagle zrobił się taki niemiły. 
- Jutro już możesz wychodzić? - odezwał się Harry.
- Jeszcze nie - posmutniałam.
- A w sobotę?
- Pewnie, a co? - uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na wyjście do kina? - zaproponował.
- Jeśli nie będziemy oglądać horroru to chętnie! - roześmialiśmy się.
        Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy i zbliżył twarz do mojej. Nagle poczułam jego usta na moich. Trochę zmieszana wstałam i oznajmiłam, że muszę już wracać do domu. Harry chwycił mnie za rękę i odprowadził mnie pod same drzwi. Na pożegnanie znowu mnie pocałował. Bardzo lubiłam to uczucie..

* * *
 trochę krótki, ale co nie co się wydarzyło a poza tym wieczorem dodam jeszcze jeden ;p 
I jak Wam się podoba?
proszę o jakieś komentarze!

 

1 komentarz: